To obecnie jedno z najbardziej gorących nazwisk wśród projektantów biżuterii. Danuta Kruczkowska zasłynęła naszyjnikami z matowionych bursztynów i wspólnymi pokazami mody z Jolą Słomą i Mirkiem Trymbulakiem. Swoje kolekcje będzie prezentowała po raz pierwszy w Warszawie na targach Złoto Srebro Czas.
Jakie nowości modne Warszawianki zobaczą na pani premierowym występie w stolicy?
Chcę Warszawę zaskoczyć moją biżuterią, pokazać mój ulubiony bursztyn w innej nieco formie. Przygotowałam nowe wzory biżuterii na rzemieniach: proste, ale eleganckie. Jak również proste, ale bardziej „sportowe”. Dwie, może trochę sprzeczne formy, ale u mnie do pogodzenia. Mam też pomysł na korale, gdzie bursztyn wygląda jak suszone grzyby – jedną sztukę już zrobiłam, ale jeszcze przed premierą planowaną na targi Ambermart została sprzedana: klientce tak bardzo zależało, że nie mogłam odmówić...
Będzie też – również po raz pierwszy – kolekcja dla panów. Zauważyłam, że „moje” bursztyny podobają się również mężczyznom, którzy coraz częściej pytają o biżuterię dla siebie. Więc z myślą o nich zaprojektowałam spinki do mankietów oraz do krawatów, jak również typowo męskie małe koraliki i bransoletki, które można nosić przy zegarku. Kilka sztuk takich bransoletek już wykonałam i wiem od właścicieli, że dobrze się noszą.
Oczywiście nie może zabraknąć moich matowionych bursztynowych korali – tego typu biżuteria ma swój specyficzny urok. Zawsze mówię, że to biżuteria zaczarowana. I zawsze ją tak zaczaruję, żeby się podobała kobietom.
Czy Warszawa jest już gotowa na Pani biżuterię?
Mam nadzieję, że tak. Choć w stolicy nie można jej jeszcze kupić, to wiele Warszawianek już ją ma. To głównie wczasowiczki, którzy przyjeżdżają do mojego sklepu „Kraina Bursztynu” w Kątach Rybackich. Tam poznają moją biżuterię, noszą i... wracają zadowolone po kolejne wyroby.
Trzeba jednak podkreślić, że Pani biżuteria jest raczej dla odważnych kobiet: duża gabarytowo, z bursztynu, dość spektakularna...
To zupełnie inna forma bursztynu, niż ta, do której jesteśmy wszyscy przyzwyczajeni. Ten „mój” jest zupełnie inaczej szlifowany i wykańczany. Obserwuję reakcje klientów, którzy wchodzą do sklepu i pytają zdziwieni: „Co to jest?”. Ja spokojnie odpowiadam: „Bursztyn”. Dla nich to szok, przełamanie bardzo silnie zakorzenionych stereotypów. Robię taki bursztyn od 10 lat, ale dopiero teraz mam wrażenie, że odbiorcy do niego dojrzeli. Zresztą nie tylko w Polsce, ale i np. w USA, gdzie również jest eksportowana moja biżuteria. Statystycznie patrząc, coraz mniej osób dziwi się na widok matowionych bursztynów czy tzw. żużlu. Coraz więcej pań docenia biżuterię zaprojektowaną specjalnie dla nich, niejako indywidualną, która poprzez swoją unikatowość dodaje im klasy i pewności siebie, a co za tym idzie, pasuje właściwie na każdą okazję: zarówno na co dzień, jak i na eleganckie wyjście.
Przygotowała Pani dwa pokazy mody z duetem trójmiejskich projektantów Jolą Słomą i Mirkiem Trymbulakiem. Jak kolekcje pokazowe przekładają się potem na te komercyjne?
Kolekcje pokazowe staram się projektować tak, by miały także wymiar komercyjny. Ale nawet jeśli nie mają, to i tak znajdują nabywców – kobiety coraz częściej chcą się wyróżniać właśnie poprzez ekstrawagancką biżuterię, są odważne i świadome tego, w czym dobrze wyglądają. Kolekcje przygotowane na pokazy „Pomerańcha” i „Gwiazdy Heweliusza” są przede wszystkim inspiracją, praca nad nimi dostarcza wielu pomysłów, które wykorzystuję w innych projektach. Obydwie były okupione ciężką pracą – czym innym jest bowiem projektowanie dla siebie, a czym innym na pokaz mody, gdzie trzeba się zgrać z projektantami. Szczególnie, że postrzegam biżuterię w kategorii istotnego dodatku do ubrań, a temat mody i biżuterii jest mi dość bliski. Kiedyś myślałam nawet, aby projektować takie elementy bursztynowe, które dałyby się na przykład ciekawie wkomponować w ubranie. Mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda.