Bursztyn jest fascynującym tematem, tylko trzeba wiedzieć, w jaki sposób dotrzeć z informacją o nim do świadomości odbiorców. A może nawet podświadomości…? Max Kwiatkowski, pomysłodawca prywatnego Muzeum Bursztynu w Jarosławcu, znalazł na to sposób.

Muzeum Bursztynu w Jarosławcu działa już półtora miesiąca. Czy ma pan już powody do zadowolenia?

Wiele. Bez kampanii reklamowej, jedynie wskutek zainteresowania lokalnych mediów i naszej aktywności w Internecie muzeum odwiedza mnóstwo ludzi, głównie zorganizowane grupy – od przedszkolaków po seniorów. W zależności od wieku podchodzimy do naszych gości w odmienny sposób – inaczej więc opowiadamy o bursztynie dzieciom, przed którymi roztaczamy nieco baśniowy świat, inaczej zaś do seniorów, którzy już z bursztynem niejednokrotnie się zetknęli. Otwierając to muzeum, miałem nadzieję, że zainteresuję ludzi bursztynem, tymczasem oni są nim zafascynowani! Niektórzy deklarują na pożegnanie, że na pewno wrócą tu za rok. Przyznam szczerze, że tego się nie spodziewałem.

Jarosławiec to miejscowość wypoczynkowa, leżenie na plaży kiedyś musi się znudzić…

To nie do końca tak. Odwiedzenie prywatnego muzeum, gdzie trzeba zapłacić kilkanaście złotych za bilet wstępu, jest z pewnością decyzją świadomą. Zresztą widzę, jaka publiczność przychodzi: nie znudzeni plażowicze, tylko osoby, które naprawdę chcą się czegoś dowiedzieć o bursztynie. Przyjeżdżają z pobliskiej Ustki czy Darłowa, a więc miejsc turystycznie co najmniej równie atrakcyjnych co Jarosławiec. A jednak przyjeżdżają…

Jak pan myśli, dlaczego?

Dla bursztynu oczywiście. Zauważyłem, że choć o bursztynie bardzo dużo się mówi – a przynajmniej tak wydaje się nam, osobom zawodowo z nim związanym – to niespecjalnie przekłada się to na ogólną wiedzę. Dla osób odwiedzających muzeum jest to trochę jak przysłowiowe odkrywanie Ameryki. A mnie to cieszy niezmiernie, bo to oznacza, że moja koncepcja muzeum się sprawdza. Od początku wiedziałem, że chcę stworzyć muzeum dla laików – osób, które o bursztynie wiedzą niewiele, a moim zadaniem jest zainteresować ich tym tematem tak, by wyszli z głową pełną wiedzy. Bardzo długo zastanawiałem się, jak to zrobić. Wiedziałem, że muzeum musi być niestandardowe i w niestandardowy sposób tę wiedzę przekazywać. Dlatego właśnie nie informacja czytana z tabliczki na ścianie czy w gablocie jest u mnie najważniejsza, ale sposób jej przekazu silnie oddziałujący na zmysły: poprzez scenografię, za pomocą obrazu, światła, zapachu i dźwięku. Dzięki temu widz sam nawet nie wie, kiedy ma głowę pełną „bursztynów”:  wie, jak on powstał, skąd się wziął na Lubelszczyźnie i jak insekty do niego wpadły. I właśnie o to mi chodziło.

Wrażenie robią też eksponaty…

Tak, zdecydowanie największe dwie ponadkilogramowe bryły bursztynu – takie zdarzają się dość rzadko i są niezwykle kosztowne. A moje mają dodatkowo wyjątkową historię: jedna została wyłowiona w Gdańsku 25 lat temu, druga pochodzi z kopalni węgla w Bełchatowie. Prawdziwym rarytasem jest też bryła unikatowego, bo niebieskiego bursztynu bałtyckiego o masie ponad 70 g. I też ma swoją historię: jej poprzedni właściciel niechętnie rozstawał się ze  swoim skarbem, więc po długich negocjacjach handlowych musiałem dodatkowo zadeklarować na piśmie, że jej nie potnę na biżuterię, tylko będę ją eksponował w muzeum. I to chyba ta bryła budzi największe zaskoczenie – jest naprawdę wyjątkowo piękna. Na drugim miejscu pod względem zainteresowania są inkluzje – starałem się je dobierać tak, by były ciekawe wizualnie, moją ambicją nie było zdobycie przede wszystkim unikatowych, bardzo rzadko występujących w bursztynie insektów. Mam więc muchówkę próbującą wydostać się z żywicznej pułapki, konika polnego gotowego do skoku czy pająka zjadającego mrówkę. Być może są one mniej wartościowe dla naukowca, ale z pewnością bardzo interesujące dla widza.

Ma pan 23 lata i zaskakującą pasję. Skąd to zainteresowanie bursztynem?

Mieszkam nad morzem od urodzenia, więc bursztyn był w mojej świadomości od zawsze. Biznesowo zainteresowałem się nim, jak miałem 18 lat: otworzyłem kram z pamiątkami, wśród których były oczywiście również wyroby z bursztynem. I to one najlepiej się sprzedawały, więc w pewnym momencie skoncentrowałem się głównie na nich. Zainteresował mnie, zacząłem zgłębiać temat – tak narodziła się pasja i pomysł stworzenia muzeum. Odkryłem, że bursztyn jest szalenie chwytliwym tematem, można o nim opowiadać i pokazywać go w wielu interesujących aspektach: od fascynującego wątku drzew żywicujących ponad 40 mln lat temu, poprzez inkluzje jako świadectwo dawnego życia, po budzącą niezmiennie od dziesięcioleci ogromne emocje Bursztynową Komnatę czy współczesne nawiązania do starożytnych bursztynowych szlaków w Polsce i Europie. A to zaledwie niewielka część możliwości, jakie bursztyn oferuje. Stąd też pomysł, by te możliwości wykorzystywać jako tematy cyklicznych wystaw czasowych. Jeszcze w tym roku planujemy wspólnie z Erykiem Popkiewiczem otwarcie ekspozycji poświęconej poławiaczom bursztynu – ze zdjęciami, filmami archiwalnymi i współczesnymi, kaszorkami i tyczkami oraz plażą, oczywiście taką z piaskiem i kidziną. W najbliższym czasie planuję stworzenie wirtualnego muzeum, by każdy mógł je zwiedzać, i specjalnej aplikacji na urządzenia mobilne. Myślę też o poszerzeniu linii preparatów kosmetycznych na bazie bursztynu, jakie są wytwarzane dla mnie według specjalnie opracowanych receptur… Pomysłów mam naprawdę mnóstwo. Bursztyn jest fantastyczną inspiracją. A przede wszystkim niewyczerpywaną.


Więcej informacji: 

Muzeum Bursztynu w Jarosławcu