Mało który polski projektant może pochwalić się takim sukcesem jak on. Bo jak inaczej określić utrzymywanie się na wysokiej fali przez kilka lat i to w czasach kryzysu?
Dobre pomysły mnie nie opuszczają – taki był tytuł naszego pierwszego wywiadu. Sześć lat później wygląda na to, że jest tylko lepiej: Twoja kariera, zwłaszcza w ostatnich dwóch latach, mocno przyspieszyła. Jaki masz przepis na sukces?
Dokładnie pamiętam naszą rozmowę, jak to szybko zleciało… Owszem, mogę śmiało powiedzieć, że dobre pomysły cały czas mi towarzyszą. I oby nie przestały (śmiech). Mocno przyspieszyłem, ponieważ sytuacja na rynku nie pozwala na spoczywanie na laurach. Projektant musi być kreatywny, cały czas tworzyć i dostosowywać się do panującego trendu, jednocześnie wychodząc naprzeciw oczekiwaniom klientów. I to jest właśnie ten przepis na sukces: dawać z siebie trochę więcej niż nam się wydaje, że możemy, z uwagą obserwować to, co się dzieje wokół i wyciągać odpowiednie wnioski.
To całkiem proste! (śmiech) Zwłaszcza z tymi odpowiednimi wnioskami. Jakie Ty wyciągnąłeś wnioski dla siebie?
Przez te 6 lat dużo się wydarzyło. Sytuacja na rynku biżuterii nie rozpieszczała, zresztą nie rozpieszcza i dzisiaj. Jak już wspominałem, trzeba być bardzo kreatywnym, żeby „być”. Swoją działalność otworzyłem w pierwszych latach kryzysu, zapewne dlatego od początku miałem inne podejście. A jako że czasy prosperity nie zdążyły mnie rozleniwić, ciężka praca i determinacja są u mnie niejako stanem naturalnym. Może to brzmi trywialnie, ale ja naprawdę jestem przekonany, że dzięki temu można osiągnąć zamierzony cel. I to jest właśnie ten mój sukces.
Ale to nie wystarczy, potrzebny jest przede wszystkim pomysł. Jaką część sukcesu tworzy dobry design, a jaką ciężka praca?
Determinacja to połowa sukcesu, musi jednak bazować na talencie czy pomysłach. Natomiast dobry design to ciężka praca. Moim zdaniem nie da się tego rozgraniczyć. Nie wystarczy wymyślić fajną rzecz, która jest tylko wizualnie fajna. Projekt musi być dostosowany do produkcji, ozdoba zaś wygodna i funkcjonalna. Inwencja twórcza jest niezbędna również na etapie działań marketingowych, które trzeba podjąć, by wyrób sprzedać. Ja sam robię zdjęcia, projektuję katalogi i display’e, bo najlepiej „czuję” moją biżuterię. Gdzie przebiega granica między jednym a drugim? Moim zdaniem ona nie istnieje, to jedność.
Przełomem był pierścień Big Ring, w którym odszedłeś od srebra i postawiłeś na akryl. To był też Twój bilet wstępu do świata mody.
Miałem sporo szczęścia, ponieważ Big Ring, duży, kolorowy pierścień z akrylu z kryształami Swarovskiego, został zauważony przez niemiecki Vogue. I od tego wszystko się zaczęło. Pierścień szybko zyskał sympatię wśród polskiej publiczności, co zachęciło mnie do pójścia w tym właśnie kierunku. Przydała mi się umiejętność obserwacji tego, co się dzieje wokół, i tak powstała kontynuacja: kolekcja Street Line. To projekt mocno eksperymentalny, ponieważ postanowiłem iść na całość i rozbudowałem kolekcję do maximum pod względem kolorystycznym, zróżnicowaniu dodatku srebra, kryształów Swarovski Elements oraz bursztynu. Miałem wiele obaw, ale udało się: kolekcja została dobrze przyjęta przez odbiorców. To mnie tylko utwierdziło w przekonaniu, że czasem warto ryzykować. Dzięki temu znacznie przyspieszyłem i zostałem zauważony w świecie mody. Niełatwo tu wskoczyć, więc tym bardziej będę się starał utrzymać to tempo.
Pochodzisz ze świata, w którym nadal liczą się tradycyjne materiały i tradycyjne wartości jubilerskie. Sam dotychczas używałeś „przyzwoitego” srebra z bursztynem i kryształami, aż tu nagle plastik. Słyszysz zarzuty, że sprzedałeś się komercji?
Jeśli chodzi o zarzuty o komercję, to traktuję je w kategorii komplementu. Jestem bardziej projektantem niż artystą, a w naturę tego zawodu jest wpisana komercja. Wszystkie moje kolekcje są komercyjne: powtarzalne i produkowane w ilościach seryjnych – takie było założenie w ich projektowaniu. To eksperyment, zabawa materiałem i formą, ale także sposób na pozyskanie nowej grupy odbiorców. Może to też pewien przełom, którego znaczenia nie jestem jeszcze w stanie do końca zrozumieć…?
Nieprzyzwoite połączenie… Co w tym złego? Nieprzyzwoite, nawet jeśli nam się nie podoba, jest na swój sposób intrygujące, prowokuje do dyskusji. Przynajmniej nie jest opatrzone, może nawet trochę nudne... Takie ryzykowne, „nieprzyzwoite” połączenie pokażę na wystawie mojej biżuterii Amber Outside – nowe spojrzenie, którą będzie można oglądać od 6 grudnia do 12 stycznia w Manufakturze S&A w Muzeum Bursztynu w Gdańsku. Będzie to 40 milionów lat w pełnej symbiozie z nowoczesnym światem. Lubimy połączenie antyków z nowoczesnym wnętrzem, dlaczego więc nie pokusić się o taką dwubiegunowość w biżuterii? Zwłaszcza że bursztyn potrzebuje oddechu i nowego, świeżego spojrzenia. Jego ciepła barwa i magiczne 40 milionów lat idealnie pasują do naszej dekady, tylko trzeba nieco odkurzyć jego wizerunek. Ja to robię poprzez nieoczywiste zestawienia, na przykład z akrylem w intensywnych barwach. Chcę pokazać, że dzięki nietypowemu połączeniu materiałów, estetycznemu wykończeniu i nowoczesnej bryle można stworzyć atrakcyjną i stylową biżuterię. Mam nadzieję, że uda mi się przekonać innych do mojej wizji. Tym serdeczniej zapraszam na wystawę.
Rynek poszukuje nowych atrakcyjnych materiałów, które z powodzeniem zastąpią srebro czy złoto. Zostajesz przy akrylu, czy masz już kolejny nowatorski, może nawet „nieprzyzwoity” pomysł?
Ogólnie mówiąc, rynek poszukuje nowości, dlatego tak trudno się obecnie projektuje. Kiedyś wystarczyło wprowadzić 2-3 nowości w roku, teraz nowościami trzeba stale zaskakiwać. Pozostanę przy akrylu, ale nie wiem, jak długo. Traktuję go bowiem bardziej jako materiał przejściowy, który będę tak długo przetwarzał w różne formy, aż przestanie być modny. A później poszukam innych rozwiązań, pasujących do aktualnego trendu i potrzeb klienta. Pomysł pewnie sam się pojawi w odpowiednim czasie.