Nie w diamentach należy szukać ratunku dla bursztynu, ale w kompleksowym podejściu do niego i konsekwentnym budowaniu wizerunku opartego na mądrym designie – przekonuje Marta Hryc, doktorantka gdańskiej ASP prowadząca badania nad zagadnieniem projektowania w czasach Internetu.
Od długiego czasu podejmowane są mniej lub bardziej udane próby poprawienia wizerunku bursztynu. Najnowsza to połączenie bursztynu z diamentami – czy to ma szanse na powodzenie?
Cross marketing, czyli działania mające na celu poszerzenie grupy odbiorców danego produktu poprzez dotarcie do klientów nabywających towary komplementarne do niego, jest już stosunkowo długo obecną na rynku strategią. Swoje siły łączą producenci zmywarek i detergentów, samochodów i opon, a nawet słodyczy i odzieży. Efekty – o ile oczywiście strategia taka zostanie odpowiednio przemyślana a wytworzona relacja będzie wiarygodna dla klientów – są znaczące przy stosunkowo niskich nakładach środków. Co się stanie, gdy spróbujemy połączyć bursztyn i diament? Zastanówmy się, czy w ogóle możemy mówić o nich jak o markach. W przypadku bursztynu, owszem, mają miejsce działania stawiające za cel jego szeroko zakrojoną promocję, ale czekam z niecierpliwością na spektakularne, zdecydowane akcje, które pozwolą stwierdzić, że mamy rzeczywiście do czynienia z rozpoznawalnym, wysokiej klasy polskim wzornictwem i nie będzie to jedynie wymienienie nazw tych kilku firm, które od lat stawiają na wyroby dobrze zaprojektowane i o których od lat się mówi. Bowiem o sukcesie pojedynczej firmy decyduje w dużej mierze jej otoczenie i wytworzenie takiego właśnie środowiska, zorientowanego na ciekawe projekty i wzajemnie się wspierającego, osadzonego we współczesnych procesach socjokulturowych, łączącego wiedzę, doświadczenie, zaplecze techniczne, marketing oraz świeże autorskie wzornictwo. Nieprzypadkowo podkreślam tu aspekt lokalności, gdyż dbałość o indywidualną, rozpoznawalną charakterystykę jest zjawiskiem nieodłącznie towarzyszącym procesowi globalizacji – reakcją obronną na ogólnoświatową unifikację. Ważna jest świadomość trendów i umiejętność ich autorskiej interpretacji.
Diament ma jednak zupełnie inny wizerunek niż bursztyn.
Tu, przynajmniej na pierwszy rzut oka, sytuacja jest nieco mniej skomplikowana. Praktycznie cały XX wiek był wiekiem rozwijania i potwierdzania idei, że diamenty są rzadkie i cenne. W kreowaniu mody na biżuterię z diamentami odegrało niebagatelną rolę nie tylko limitowanie podaży, ale przede wszystkim podkręcanie popytu poprzez zaangażowanie w promocję choćby gwiazd kina i estrady, czyli mówiąc współczesnym językiem, ówczesnych celebrytów. W dzisiejszych czasach, przynajmniej według Anity Harris, każdy przeciętny człowiek powinien pracować nad sobą jak nad celebrity project, nie dziwi więc zawłaszczenie diamentów do sfery popularnej: nie są to już tylko błyszczące kamienie, ale raczej symbol pewnej postawy, manifestacja życiowej zachłanności. Diament jest bodaj najpowszechniejszym materiałem jubilerskim, ale używanym głównie pozajubilersko. Zwróćmy uwagę, że diamenty nie tylko pojawiają się w sferze ikonicznej, jako choćby emblematy superbohaterów, wrosły również w język: bywają motywem utworów muzycznych, a już nagminnie są sprowadzane do graficznych i przestrzennych przedstawień kryształu i stosowane bez opamiętania zarówno w modzie, jak i grafice czy biżuterii.
Nie jestem pewna, czy na takiej właśnie popularności dla bursztynu branży zależy…
Mówiąc o połączeniu bursztynu i diamentów nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednym zjawisku, którego świadkami byliśmy całkiem niedawno. Mam tu na myśli obsesyjne używanie złota w celu przenoszenia produktów standard w sferę premium. Wystarczyło pozłocić obudowę telefonu komórkowego, pendrive’a czy opakowanie kremu i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki stawały się one luksusowe. Tendencja ta osłabła na szczęście w wyniku wahań cen kruszcu, a do dziś pobrzmiewa jej chyba bardziej autentyczna, bo traktowana z przymrużeniem oka, wersja bling-bling, którą eksploatują takie kultury jak choćby zef.
Podsumowując, nie możemy sobie pozwolić na rozleniwiające przeświadczenie, że wprawienie diamentu w obiekt z bursztynem zapewni nam sukces rynkowy. Musimy mieć świadomość, że takie połączenie, oprócz szansy, jaką niewątpliwie daje, może być pułapką, która wepchnie nas w banał. Jeśli więc chcemy łączyć NASZ bursztyn z diamentem, stawiajmy na wnikliwą obserwację rzeczywistości i konstruktywne wnioski.
Jaka jest ta bursztynowa rzeczywistość widziana okiem młodej projektantki po ASP?
Nie bardzo wierzę w to, że jakiekolwiek radykalizmy są jeszcze możliwe, więc nie chcę mówić, że sprawa wizerunku bursztynu jest rzeczywiście beznadziejna. Zwłaszcza że kiepska kondycja wzornicza i niska świadomość wszystkich zaangażowanych, szczególnie w proces dystrybucji wyrobów bursztynowych, jest według mnie szansą dla młodej generacji projektantów na zdobycie i wychowanie sobie klientów. Czy nam się to podoba, czy nie, coraz większą siłę nabywczą zyskuje pokolenie, które nie zna czasów „sprzed internetu” i które bez kompleksów potrafi wyszukiwać właśnie poprzez sieć interesujące obiekty pasujące do ich koncepcji własnego wizerunku – i tylko te. Żyjemy w płynnych czasach, nie oczekujmy więc, że strategie sprzedaży czy, o zgrozo, wzornictwo, które święciły triumfy choćby w latach 90., będą się sprawdzać nadal. Odnoszę nieodparte wrażenie, że branża bursztynnicza koncentruje swoje działania tylko w jednym obszarze, mianowicie na segmencie biżuterii hmm.. nazwijmy ją luksusową, choć to słowo-pułapka. Chodzi o produkty, które cechuje umiłowanie szlachetnego materiału i pewnego rodzaju beztroskie przekonanie, że to wystarczy. Nie wystarczy! Przebrzmiała już definicja luksusu zależącego od użytych materiałów, obecnie luksus jest robieniem tego, co nam samym sprawia przyjemność.
Czy przyjemne może być kupowanie na wagę towarów, które ktoś koniecznie chce nam sprzedać jako wyjątkowe?
Na ten rodzaj braku autentyczności klienci są dziś szczególnie wyczuleni i każda próba sprzedania im wątpliwej jakości produktu, czy to okraszonego diamentami, czy nie, naraża nas na bezpowrotną utratę ich zaufania, którego budowanie powinno być priorytetem. Luksus to teraz czas, jaki poświęcamy na budowanie relacji z klientem. Należy tę relację starannie konstruować, sposobów jest wiele i zależą one od tego, jaką strategię funkcjonowania przyjmie firma. Uważam, że na poziomie indywidualnym środowisko bursztynnicze powinno podjąć wyzwanie, jakim jest wypracowanie mechanizmów autocenzorskich: ktokolwiek ma do czynienia z bursztynem – czy będzie to firma celująca w biżuterię modową, czy produkująca wyroby ekskluzywne, czy nawet pamiątki z wakacji – każdy musi odpowiedzieć sobie na pytanie: czy zrobiłem absolutnie wszystko, aby ten produkt był najlepszej jakości? Chodzi mi o ujęcie w produkcie zarówno autorskiego wzornictwa, będącego odbiciem procesów kulturowych, jak też perfekcji wykonania bazującej na wiedzy i doświadczeniu oraz przemyślanej strategii marketingowej mającej na celu pozyskanie zaufania klienta. Takie kompleksowe podejście do produktu wymaga jednak współpracy środowiska akademickiego, bursztynników, technologów i specjalistów w zakresie marketingu. Może warto rozważyć inicjatywy takie, jak choćby popularny w wielu branżach klastering, czyli sieciowanie: tworzenie sfery przedsiębiorstw, ich otoczenia oraz nauki pozwalające na nowoczesne podejście do budowy zaufania biznesowego?
Kilka lat temu taka próba została podjęta, ale szybko ją zarzucono z powodu braku zainteresowania współpracą. Może dziś byłoby inaczej…?
Być może, zwłaszcza że w branży pojawili się młodzi, wykształceni i obiecujący projektanci. Z wielką radością patrzę na inicjatywy takich projektantów, jak Emilia Kohut czy Monopolka – projektantki, absolwentki gdańskiej ASP, które podczas studiów zetknęły się z bursztynem, dostrzegły dla siebie niszę i odważnie ją zajęły. Emilia pokazała, jak ważne jest zrozumienie materiału, z którym się pracuje i wybrała zmysł dotyku jako dominujący w swoich projektach – w ten sposób spojrzała na bursztyn inaczej niż wszyscy, bo zamykając oczy. Gosia, czyli Monopolka, mając dość „mdłej masówki”, stworzyła własne laboratorium, w którym opracowuje nowe mikstury na bazie żywic, nie tylko tych syntetycznych, ale również bursztynu, a efekty tych eksperymentów możemy oglądać w seriach pierścionków, które autorka szczególnie sobie upodobała. Dziewczyny pokazują, że kompleksowe podejście do bursztynu i konsekwentne budowanie wizerunku opartego na mądrym designie ma sens. I żadne inne.
W czasie warsztatów „Srebro & diamenty. Zdemokratyzowany luksus” na targach Ambermart w Gdańsku Marta Hryc wygłosi prelekcję pt. „Srebrna biżuteria z diamentami i kamieniami jubilerskimi – szansa dla kreatywnych”.