Mogłoby się wydawać, że przy – teoretycznie – spadających cenach surowca bursztynowego ze sceny bursztynniczej znikną przypadkowe firmy i osoby, których głównym celem była spekulacja. Nic bardziej mylnego, oni nadal są. Tylko że teraz to trochę inny typ, nazwijmy to, biznesmena. Taki, który przychodzi do galerii, ogląda biżuterię, a jak mu się towar spodoba, to stara się dotrzeć bezpośrednio do producenta. Czasem pewnie mu się udaje, bo już nie wraca, ale czasem pewnie nie, bo znowu przychodzi, tym razem z propozycją biznesową: da mi zarobić 25-30 procent. Zdarza się też, że tacy biznesmeni domagają się także, bym sprzedał im towar po cenie hurtowej. Zadają przy tym mnóstwo pytań, jakby oczekiwali, że nauczę ich prowadzić bursztynowy biznes. Niewiarygodne ale prawdziwe…
I trudno mieć tu pretensję do tych biznesmenów. Skoro są i stawiają właśnie takie wymagania, to znaczy, że gdzieś ktoś te ich oczekiwania spełnił, więc próbują tych samych sztuczek z kolejnymi detalistami. A to z kolei stawia producentów w bardzo niekorzystnym świetle. Zachowują się tak, jakby liczyło się tylko tu i teraz, a nie było przyszłości. Ani też naszej wspólnej biznesowej przeszłości, która przecież do czegoś zobowiązuje obie strony. Podbierają nam klientów, sprzedając człowiekowi „z ulicy” w tej samej cenie, co mi. O ile na targach branżowych sprzedaż pojedynczych wyrobów jest w pewien sposób usankcjonowana tradycją – choć tylko nieliczni producenci są fair w stosunku do współpracujących z nimi detalistów i sprzedają je w wyższych cenach – tak ten nowy typ zachowań producentów uważam za niedopuszczalny. Producenci chyba nie zdają sobie sprawy z tego, jak trudno jest sprzedawać obecnie wyroby z bursztynu bałtyckiego. I zdają się zapominać, że my ponosimy takie koszta, jak utrzymanie lokalu czy personelu. A powinni zdawać sobie sprawę z konsekwencji tej krótkowzroczności i braku dbałości o dobrą współpracę na polskim rynku…
Jarosław Niedzielski jest właścicielem Galerii Prestige w Gdańsku