Pani pyta w klasie dzieci, kim chcą zostać. Ania chce być lekarzem, Mariusz adwokatem, a Henio inżynierem. – A Ty kim chcesz zostać? – pani pyta Jasia. – Żołnierzem, by strzec dzielnie naszych granic – odpowiada chłopiec. – Brawo Jasiu, piątka – ocenia jego wypowiedź pani. Jaś siada, a kolega zarzuca mu: Przecież ty chcesz mieć sklep, więc dlaczego powiedziałeś, że chcesz być żołnierzem? – Bo chcę mieć sklep – odpowiada Jaś.

896_1Dowcip jest stary, ale ciągle aktualny. Moja rozmowa z rosyjską dziennikarką, którą opisałem w poprzednim felietonie, była poniekąd prowadzona przeze mnie w duchu credo życiowego Jasia z przytoczonego dowcipu. Rosjanie ciągle nas traktują jak swoich mniejszych braci. Ściślej rzecz ujmując, cały świat tak traktują. Tymczasem ostatnio ukazała się książka "Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek" autorstwa znanego amerykańskiego politologa Georga Friedmana, który przewiduje, że w ciągu najbliższych dekad Polska urośnie do roli mocarstwa i zintegruje region wschodnioeuropejski. W tej sytuacji czasami lepiej nie wyprowadzać Rosjan z "wielkomocarstwowego przeświadczenia", a po cichutku robić swoje, zresztą zgodnie z rosyjskim powiedzeniem: "Tisze jadiesz, dalsze budiesz:)".

Nie sposób również w tym miejscu choćby na chwilę nie przywołać fragmentu piosenki Włodzimierza Wysockiego zatytułowanej "Spotkanie w porcie", świetnie przetłumaczonej i wykonywanej przez Jacka Kaczmarskiego, barda wolności. W Amsterdamie w knajpie spotykają się "ruskij matros" i amerykański. Amerykanin o czarnym kolorze skóry przez trzy zwrotki chwali się zaletami i dokonaniami Stanów Zjednoczonych. W każdej zwrotce mówi o czym innym: o niezliczonych zasobach złota w bankach, o dwóch samochodach na głowę, konstytucji i swobodach, wielkim kanionie Kolorado i Niagarze, największym z wodospadów. Na co Rosjanin za każdym razem w refrenie odpowiada: „A ja na to: Kreml w niebo śle rakiety, bez wysiłku wielkich rzek zawraca bieg, żal mi Ciebie, lecz niestety również trudny kunszt baletu posiedliśmy najlepiej na planecie tej".

W podobnym duchu zrobiono materiał o bursztynie w rosyjskiej NTW. Mariusz Gliwiński i ja przytaczaliśmy mnóstwo argumentów za tym, że w Gdańsku i okolicy traktujemy bursztyn nie tylko jako skarb regionu, ale także jako źródło dobrobytu dla kilku tysięcy pomorskich rodzin ( "nie bez naszej pomości" – jak stwierdził złośliwie prowadzący program rosyjski prezenter), a korespondent NTW na każdym kroku podkreślał, że to w Rosji największe są złoża, że to w Rosji najlepsi są artyści, i że nawet w Jantarnym był słynny bursztynowy las :-). Co gubi słuszne i wielkie rosyjskie ambicje w tej dziedzinie? Oczywiście biurokracja! Jak to się stało, że region, który posiada 90 procent złóż bursztynu, nie jest światowym liderem w jego obróbce i produkcji biżuterii z tą kopaliną? – pyta Roman Sobol, korespondent NTW w Kaliningradzie. Jak wynika z dalszej części materiału: wszystko przez "burżujów", czyli Polaków i Litwinów, oraz rosyjską biurokrację!

"Duristika!" – komentuje obowiązujące przepisy Wasilij Simonow, znany niektórym gdańskim bursztynnikom właściciel firmy Suweniry Bałtiki. Z jego wypowiedzi wynika, że wysłanie z Kaliningradu do Moskwy przedmiotu z bursztynem o wadze 385 gram i wartości ok. 18 tysięcy rubli (ok. 600 dolarów), wymaga opłat celnych o wartości ok. 12,5 tysiąca rubli :).Gdzie tu logika? – pyta retorycznie pan Simonow. – My przepisów nie piszemy, my ich tylko przestrzegamy – odpowiada na to przedstawiciel kaliningradzkiej służby celnej.

Materiał zmierza ku końcowi, więc czas na wnioski. Zdaniem korespondenta NTW wszyscy grają przeciwko sobie: administracja nie jest zadowolona z kaliningradzkiej kopalni, kopalnia ignoruje rodzimych bursztynników, a oni wojują z celnikami. – W tej sytuacji trzeba tworzyć giełdę bursztynu – twierdzi Gubernator Obwodu Kaliningradzkiego. – Kopalnia chce nawet udostępnić pomieszczenia, ale w tym temacie Kaliningrad też może się spóźnić, bo w Gdańsku dynamicznie pracują nad podobnym projektem – konstatuje korespondent. Póki co, jeśli chodzi o wydobycie bursztynu, który romantycznie nazywa się łzami morza, Kaliningradowi pozostają tylko łzy – puentuje na koniec dziennikarz. Nic ująć, nic dodać.

– Dlaczego nie powiedziałeś im, że giełda bursztynu w Kaliningradzie to mrzonki?! – zapytał mnie kolega ze słynnego rodu po obejrzeniu całego materiału, wyemitowanego przez rosyjską telewizję NTW. – Bo chcę mieć giełdę! – odpowiedziałem. Spacerujące za oknem po chodniku gołębie tym razem radośnie wzbiły się w niebo :-). Ani przez chwilę nie wątpiłem, że na znak pokoju!

with best amber regards
Robert Pytlos

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.