Jego biżuteria to efekt wieloletnich eksperymentów z technikami złotniczymi, poszukiwań nowych możliwości zastosowania metalu, ale też dążenia do formy idealnej – takiej, która w najprostszy sposób wyrazi myśl. 30-lecie pracy artystycznej niczego nie zmienia w jego podejściu - niezmiennie realizuje plan, który obrał na początku drogi zawodowej.

Nie da się zacząć tej rozmowy inaczej niż od Grand Prix w konkursie SREBRO 2019.

To najbardziej prestiżowy międzynarodowy konkurs sztuki złotniczej odbywający się w Polsce – w tym roku Legnicki Festiwal SREBRO, którego konkurs jest najważniejszym wydarzeniem, świętował 40-lecie. Dla mnie to najważniejsza nagroda, jaką mogę zdobyć w Polsce. Zostałem jej laureatem po wielu latach starań i corocznej obecności od 1994 roku – brałem udział albo w samym konkursie, albo w wystawach towarzyszących festiwalowi, albo też jako członek Grupy Sześć, która przez kilka lat wręczała nagrodę dla autora najlepszej naszym zdaniem pracy konkursowej. Grand Prix za bransoletę „Srebrna poduszka” było dla mnie wielkim zaskoczeniem – i pięknym zwieńczeniem 25 lat, jakie upłynęły od mojego pierwszego udziału w konkursie. Dla mnie ta nagroda oznacza także, że jeszcze nadążam (śmiech). Przez ponad ćwierć wieku obserwuję bacznie, jak zmienia się patrzenie na biżuterię i coraz częściej czuję się już trochę jak z innej epoki…

Z innej epoki???

Trochę tak. Jasno trzeba powiedzieć, że doświadczenie zawodowe oraz wiek 50+ kształtuje i buduje wiedzę, ale pozbawia nas dosyć ważnych cech, jak np. młodzieńczej bezmyślnej odwagi – czasem bez doświadczenia i wiedzy, ale za to z bezkompromisową czystą potrzebą realizacji i kreacji. Taka właśnie postawa bywa często twórczym objawieniem. Chyba dzisiaj nikogo nie dziwi, że startupy – będące często jakimiś szalonymi studenckimi pomysłami – cieszą się tak dużym zainteresowaniem wśród doświadczonych biznesmenów i inwestorów. To samo dotyczy młodych artystów. Kilka lat temu uznałem, że Festiwal w Legnicy jest na tyle dużym przedsięwzięciem, że daje mi możliwość uczestniczenia w wielu różnych projektach, więc główny konkurs SREBRO mogę spokojnie pozostawić młodym twórcom, którzy w ostatnich latach stanowią zdecydowaną większość uczestników. Stąd też wziął się pomysł przyznawania Nagrody Grupy SZEŚĆ, której byłem inicjatorem. Uznałem, że w ten sposób zawsze będę częścią tego konkursu, ale bez konieczności siłowania się z tematami (śmiech). Rzeczywistość i potrzeba tworzenia oczywiście zweryfikowały takie podejście, więc czasem nadal staję w szranki z innymi uczestnikami konkursu.

Twoje prace często się od siebie bardzo różnią, jednak i tak widać w nich ten charakterystyczny rys. Chociaż, przyznam szczerze, autorstwa bransolety „Srebrna poduszka” bym Ci nie przypisała...

Bransoleta jest tu dobrym przykładem, bo oddaje mój sposób myślenia o biżuterii. Lubię, kiedy praca sama się broni, a jej przekaz jest na tyle klarowny, że nie wymaga opisu. Szkoda tylko, że na wystawie nie da się jej dotknąć, by lepiej zrozumieć, na czym polega jej przewrotność: została ona wykonana z 0,2-milimetrowej blachy – sprawiającej wizualnie wrażenie ciężkiej, ale w rzeczywistości tak delikatnej, że niemal czuć naturę wypełniającego poduszkę gęsiego pierza. Chciałem w ten sposób pokazać, jak łatwo można się pomylić w ocenie otaczających nas przedmiotów i zjawisk. I jak łatwo oszukać nasze zmysły…
Ta bransoleta jest też taką swoistą klamrą czasu – z jednej strony podsumowuje ćwierćwiecze mojej obecności w Legnicy, z drugiej zaś zmiany technologiczne ostatnich 25 lat i moje eksperymenty. Ja cały czas poszukuję najlepszych rozwiązań, nie umiem się skupić na tym, co już osiągnąłem. W przeciwieństwie do wielu autorów, którzy znaleźli swoją drogę twórczą i spokojnie sobie nią kroczą, ja muszę się ciągle pakować w jakieś nowe wyzwania (śmiech).

Paweł Kaczyński najlepszy w SREBRZE 

Na szczęście!

Taki był zawsze charakter mojej pracy – jestem samoukiem, doświadczenie zawodowe zdobywałem obserwując innych i potem próbując wykonać coś indywidualnego, takiego na wskroś mojego. Szczególnie ważna była dla mnie dbałość o precyzję wykonania, aby nikt mi nie zarzucił amatorszczyzny i braku wiedzy złotniczej. Tak mi zostało do dzisiaj i może właśnie dlatego wciąż poszukuję nowych form wypowiedzi i rozwiązań technologicznych. Sam się z siebie śmieję, że po 30 latach pracy to właściwie mógłbym już sobie wreszcie pozwolić na ułatwienia w pracy. Ale widać taka karma (śmiech). Powiedziałbym nawet, że kara (śmiech). Nawet w wypadku prac na artystyczne konkursy tematyczne, w których najistotniejsza jest prosta i czytelna forma wypowiedzi – a nie pokazówka sprawności technicznej – poszukiwanie tego ideału jest dla mnie wciąż nierozerwalnie związane z eksperymentami technicznymi.

Ostatnio eksperymentujesz też z formami zardzewiałymi, łącząc je z bursztynem.

Wykorzystuję efekt wizualny obu tych powierzchni, zachowując naturalną strukturę bursztynu istniejącego w przyrodzie ponad 40 mln lat, i metalu, ukształtowanego niegdyś przez kowala a potem pokrytego rdzą przez naturę. Na obu tych materiach swoje artystyczne piętno odcisnął czas i przez to indywidualnie – jak i w zestawieniu w biżuterii – stają się one dla mnie jeszcze bardziej fascynujące. Pokazuję je z różnej perspektywy, np. odsłaniając wnętrze bursztynu i wewnętrzną strukturę metalu. Początkowo wykorzystywałem w swoich pracach elementy stalowe w zastanej formie, a potem włączyła mi się nieodłączna potrzeba skomplikowania pracy, więc zacząłem eksperymentować z metalem, poszukując autorskich metod w uzyskaniu naturalnej struktury oraz kontrolowanego efektu naturalnej rdzy.

Bardzo rzadko wykorzystuję bursztyn i zazwyczaj pojawia się on w pracach eksperymentalnych, które wykonuję na konkursy i wystawy. W ostatnim czasie sporo się dzieje wokół bursztynu, więc miałem możliwość pokazania moich prac na prestiżowych wystawach, m.in. „Bursztyn bałtycki. Tradycja i innowacja” oraz „Bursztyn bałtycki. Dziedzictwo i nowoczesność”. Lubię bursztyn, ponieważ jest wdzięcznym kamieniem, pięknym w każdej formie – surowy, pokryty skórą kory czy błyszczący powierzchnią szlifu. Jest wspaniale otwarty na twórczą interpretację – odrobina szacunku wystarczy, aby wzbogacił każdy przedmiot. Cenię go za mnogość odmian barwnych i przejrzystość – to powoduje, że można go wykorzystać w różnych formach biżuteryjnych.

Co jest takiego fascynującego w biżuterii, że sam się jej nauczyłeś i nadal chcesz zaskakiwać?

Zawsze interesowałem się sztuką i zawsze chciałem ją tworzyć. Początkowo zajmowałem się m.in. tworzeniem ilustracji do książek oraz grafiką. W pewnym momencie trafiłem na kilka miesięcy do pracowni złotniczej, potem na rok do kolejnej, gdzie zgłębiałem tajniki zawodu. Spodobało mi się tak bardzo, że w 1991 wraz z przyjacielem otworzyliśmy pracownię i postanowiliśmy skupić się wyłącznie na realizacji artystycznie indywidualnych projektów. Produkcja biżuterii komercyjnej dawałaby zapewne większą satysfakcję finansową, ale też ograniczałaby mnie do określonych form podyktowanych trendami i potrzebami rynku. A nisza, którą sobie wybrałem, daje mi wolność.

Jak wygląda bilans tych 30 lat?

Pozytywnie. Niezmiennie realizuję plan, który obrałem na początku drogi zawodowej. To istotny powód do zadowolenia. Mam nadzieję, że wciąż jestem w fazie rozwoju (śmiech). Najważniejsze jest jednak to, że udaje mi się łączyć pracę złotnika i projektanta z wewnętrzną potrzebą artystycznej wypowiedzi. Zajmowanie się biżuterią artystyczną – jak każdą inną dziedziną sztuki – nie jest łatwe, szczególnie że często jest ona traktowana bardziej po macoszemu niż malarstwo czy rzeźba, a czasem nawet w ogóle nie jest postrzegana w kategoriach sztuki. Moją biżuterię dzielę na dwie grupy. Pierwsza to kolekcje wykonywane dla galerii – zachowujące indywidualny charakter, ale wytwarzane w większej liczbie egzemplarzy. Druga zaś to prace, które powstają zazwyczaj w jednym egzemplarzu, które traktuję bardzo osobiście – nazywam je nawet moimi dziećmi, ponieważ ich tworzeniu towarzyszą prawdziwie głębokie emocje. Ale to właśnie te prace i realizacja tego typu projektów nadają sens mojej pracy.