Maciej Rozenberg i Wojciech Kalandyk

Właściciel firmy Art7 Wojciech Kalandyk i główny projektant Maciej Rozenberg opowiadają o nowatorskim wzornictwie biżuterii z bursztynem i przekonują, że duża firma to duże możliwości, również kreacyjne.

Firma Art7, która kiedyś produkowała biżuterię masową z bursztynem, postawiła na nowatorskie wzornictwo – jakie były powody tej zmiany?

Maciej Rozenberg:
Protestuję, pan Wojtek robił ciekawą biżuterię już 30 lat temu – widziałem ją! Były to bardzo odważne rzeczy jak na tamte czasy. Może trudna wtedy do sprzedania, ale ciekawa pod względem projektowym.
Wojciech Kalandyk: Pragnienie satysfakcji. Nowy wzór, nowe rozwiązanie – to cieszy i napędza do dalszych wysiłków. Oczywiście nasza biżuteria nie jest łatwa – trzeba do niej znaleźć oprawę marketingową, wytłumaczyć, dlaczego jest inna. Choć zazwyczaj dobry projekt i dobre proporcje same się bronią. W pewnym momencie przestałem się mocno angażować w działania społeczne w środowisku bursztynniczym i nastąpił swoisty przełom. Spojrzałem na biżuterię inaczej, chyba zapragnąłem odczuwać więcej satysfakcji z tego, co robię. Zacząłem współpracę z projektantami. Teraz pracujemy z panem Maciejem i bardzo sobie ten układ chwalę – nawet w małżeństwie nie zdarza się taka zgodność (śmiech). Często jest tak, że ja myślę, a on już rysuje to, co ja mam w głowie.
MR: Moje zaistnienie w firmie zawdzięczam też trochę wcześniejszej współpracy pana Wojtka z cenionym przeze mnie projektantem Tomkiem Kubisiem. Jego biżuteria w firmie Art7 pozwoliła mi uwierzyć, że z moimi pomysłami również ja mógł bym się tu realizować.
WK: Bardzo nas cieszy, że możemy robić „inną” biżuterię i że ona się podoba. I że dzięki temu spotykamy na swojej drodze ciekawych ludzi.

Tymczasem wiele firm twierdzi, że nowatorskie wzornictwo źle się sprzedaje. Jak więc Art7 sobie radzi?

WK: Ależ my mamy dokładnie ten sam problem! Chcielibyśmy z panem Maćkiem robić biżuterię „z górnej półki designerskiej”, ale musimy zejść nieco niżej w kierunku rzeczywistości handlowej, czyli zmodyfikować wzór w taki sposób, żebyśmy nadal byli z niego zadowoleni, a jednocześnie by był on nieco bardziej komercyjny.
MR: Sprzedaż nowatorskich wzorów potrzebuje czasu. Także Art7 ma w ofercie również takie unikaty, które dłużej czekają na klienta, ponieważ fazy projektowania i wykonania są bardzo czasochłonne, więc też są droższe. Wiemy jednak, że wcześniej czy później klient do nas dotrze. Rodzi się tylko generalne pytanie, czy i jak długo firma może na niego czekać. 
WK: Moim zdaniem problem tkwi w tym, że jako branża ciągle jeszcze zbyt często karmimy się stereotypami, myślimy zaściankowo. Za mało wykazujemy kreatywności, otwartości na to, co nowe i inne.

W przemyśle bursztynniczym przez lata nic się nie działo w dziedzinie wzornictwa, dopiero kryzys uświadomił wielu producentom, że bez projektanta i dobrego projektu ani rusz.

MR: Jeśli chodzi o biżuterię handlową, to z pewnością jej poziom podniósł się zauważalnie w ostatnich latach. Ale eksperymentalna biżuteria z bursztynem właściwie w naszym kraju nie powstaje.
WK: Bursztyn stwarza bardzo dużo możliwości uchwycenia jego piękna, ale trzeba mieć przede wszystkim pomysł na niego, dopiero potem technologię i całą resztę… 

Art7 chwyta to piękno bursztynu i zamyka we wzorach zadziwiająco prostych, a jednocześnie bardzo efektownych.

MR:
Podobają nam się rzeczy proste – czy to w biżuterii, w architekturze i we wszystkich dziedzinach, w których człowiek zawłaszcza przestrzeń. I to one nas inspirują.
WK: Tak, tak, ja bym jeszcze czasem coś dodał, ale wiem, że pan Maciek i tak tego nie zrobi…
MR: Cisza jest dźwiękiem, ponieważ dzięki niej dźwięk nabiera znaczenia, tak pustka pozwala istnieć temu, co powstaje. Staramy się do tego dążyć i nie popsuć naszej pracy, dosłownością i narracją. Nie chcemy się narzucać, wolimy pozostawić wolną przestrzeń wyobraźni i wierzymy, że za to klienci nas szanują.

Wasze wzory są dowodem na to, że w biżuterii można zainspirować się dosłownie wszystkim.

MR:
Moim zdaniem jest to kwestia tego, co nas fascynuje. Wszystko co widzimy czy przeżywamy, jest w nas. Najgłębiej zaś tkwi to, co nam się podoba. Potem to tylko odtwarzamy i nawiązujemy do tego. Nieważne, czy są to usta kobiety, odzież czy architektura. Najtrudniej inspirować się biżuterią, bo to jest już dzieło skończone. Mi najłatwiej wrócić do wspomnień sprzed lat, miesięcy czy dni, i tam szukać kolorów, struktur i kształtów.
WK: Zdecydowanie preferuję proste rozwiązania. Na rzeczywistość patrzę często jak na małą formę rzeźbiarską, element przestrzenny. Teraz wiele osób korzysta z programów 3D i tam ogląda wyrób wielowymiarowo, a my zdecydowanie wolimy wykorzystywać ten najstarszy komputer świata, czyli mózg. Dla nas to on jest nadal najbardziej kreatywny.

Art7 to swego rodzaju fenomen: ani nie jest to biżuteria masowa, ani artystyczna. Jesteście gdzieś pośrodku.

MR: A jakie są kryteria przynależności do każdego z tych światów? Część wzorów z Galerii Projektantów targów Ambermart nie zasługuje moim zdaniem na miano artystycznych. Z kolei część naszych wzorów nie jest stricte handlowa – w Art7 powstaje także eksperymentalna biżuteria, która spokojnie nadaje się do galerii i nie mamy żadnych kompleksów. Czy firma nie ma prawa zrobić rzeczy oryginalnych, tylko dlatego że jest firmą? Przecież nie wielkość firmy się liczy, tylko kreatywność i wynikające z niej powstałe prace.
WK: W jakich kategoriach mielibyśmy się „mierzyć” z projektantami? Estetyki? Innowacji? Wprowadziliśmy kilka naprawdę innowacyjnych rozwiązań w biżuterii, m.in. ciecz, 2000 sztuk wsypanych cyrkonii, wykorzystanie pęknięć bursztynu jako głównego środka wyrazu oraz ingerencja do wnętrza kamienia. W żadnym wypadku nie boimy się „różowego dywanu” (kolor dywanu w Galerii Projektantów na targach Ambermart – red.), ale również nie traktujemy go jako miejsca dla nas nieosiągalnego. Dla nas liczy się przede wszystkim produkt.

Rzeczywiście, zaszufladkowałam Was… Podział  na duże firmy i artystów to już stereotyp…

MR: Ja bym tego tak nie rozgraniczał. Każdy, kto mierzy się z materią-projektowaniem stoi przed tym samym dylematem i podlega takim samym prawom oceny. Wszelkie pozostałe kryteria są jedynie wtórne.
WK: Mnie z kolei śmieszy, kiedy ktoś mówi, że jest artystą. Przecież to nie słowa mają o tym świadczyć, tylko dokonania mierzone poziomem nowatorstwa.
MR: Oczywiście, nie będziemy nikomu zabraniać dobrze myśleć o sobie, bo my też dobrze o sobie myślimy i to nas motywuje do dalszych wysiłków. Zawsze możemy przecież uciec się do konfrontacji: wystarczy, jeśli w jednym miejscu zgromadzimy najlepsze prace wybranych wiodących firm, nie tylko bursztynniczych. Taka konfrontacja pozwoli na rzetelną ocenę sytuacji.
WK: Ależ konfrontacje są takie budujące! Można się przekonać, gdzie się tak naprawdę jest, porównać się z innymi. Ale też i wzajemnie pomóc, co jest chyba najważniejsze: pochwalić dobry pomysł, podrzucić rozwiązanie… To przecież żaden problem.

Zbliża się 30-lecie firmy – szykujecie coś spektakularnego?

MR: Jestem przekonany, że gdybyśmy zrobili prezentację „30 najlepszych wzorów Art7 na 30-lecie”, to już samo w sobie byłoby to spektakularne…