Mariusz Gliwiński i Sławomir Fijałkowski (z prawej) z uczestnikami warsztatów bursztynowych w Hongkongu

Projektant, wykładowca gdańskiej ASP i autor „Trend Book’a” o wizycie w Hongkongu na Baltic Amber Festival i – niestrudzenie – o promocji bursztynu jako kamienia unikatowego a nie magicznego.

Wróciłeś właśnie z Baltic Amber Festival z Hongkongu – jak oceniasz to przedsięwzięcie z perspektywy promocji bursztynu w tym kraju?

Ostatnio – głównie dzięki uruchamianej właśnie dotacji Ministerstwa Gospodarki – mamy wreszcie poważny pretekst do dyskusji o tym, jak powinna wyglądać strategiczna, obliczona na długotrwały efekt promocja bursztynu na najważniejszych rynkach konsumenckich. Mam nadzieję, że tym razem nie skończy się to tylko dofinansowaniem uczestnictwa na targach poszczególnych firm, które wykorzystają okazję do doraźnego przehandlowania zapasów magazynowych. Taka „promocja” przyczynia się jedynie do dalszego utrwalania stereotypu, że biżuteria bursztynowa to wyrób z kategorii „taniocha na wagę” – o przestarzałym wzornictwie, niechlujnym wykonawstwie i wątpliwej autentyczności. Intencją tego rodzaju programów promocyjnych powinno być raczej zwiększenie wartości (a nie ilości) sprzedaży, a do tego konieczne są konsekwentnie zaplanowane i systematycznie realizowane działania, łączące aspekty edukacyjne, naukowe, wizerunkowe i marketingowe. Dopiero to wszystko i w takiej właśnie kolejności przyczynić się może do rozbudzenia zainteresowania, którego konsekwencją jest efekt biznesowy. Wydaje mi się, że właśnie pod tym względem Amber Festival w Hongkongu mógłby być potraktowany jako wzorcowy przykład promocji obliczonej na osiągnięcie trwałego i obliczonego na wieloletnią perspektywę efektu. Pierwszym jego elementem był pokaz mody lokalnej projektantki Janko Lam oraz biżuterii Mariusza Gliwińskiego. Towarzyszyła mu starannie zaplanowana oprawa medialna i zainteresowanie dziennikarzy. Kolejnym krokiem był cykl wykładów i prezentacji o bursztynie oraz wzornictwie biżuterii, a następnie dwudniowe warsztaty dla studentów Hong Kong Design Institute, w których zapoznawaliśmy studentów i wykładowców z obróbką bursztynu i metodologią projektowania biżuterii. Pocieszające może być to, że w tym zakresie wciąż jeszcze dysponujemy przewagą doświadczenia i stylistycznego wyczucia, choć już nie technologii. Kulminacją festiwalu była wystawa wybranych kolekcji najlepszych polskich firm, m.in. S&A, Art 7, NAC Amber oraz Mariusza Gliwińskiego, a także prezentacja projektów nagrodzonych w konkursach Mercurius Gedanensis i Amberif Design Award. Prezentacja nie miała charakteru handlowego kiermaszu, ale pokazu przygotowanego przede wszystkim dla mediów i środowisk opiniotwórczych, więc jej skuteczności nie należy mierzyć jednorazowym efektem komercyjnym.

Organizatorowi – firmie Amberozia – udało się zmobilizować do wsparcia  przedsięwzięcia mnóstwo instytucji branżowych, edukacyjnych i biznesowych z Hongkongu, zainteresować wydarzeniem dziennikarzy prasowych i telewizyjnych, lokalnych celebrytów, izby handlowe oraz polski Konsulat Generalny w Hongkongu. Cała impreza, w trakcie której odbyło się wiele formalnych i nieformalnych spotkań, była zaledwie wstępem do planowanego jeszcze w tym roku otwarcia w ekskluzywnej dzielnicy Central galerii promującej starannie wyselekcjonowane kolekcje autorskie biżuterii z bałtyckim bursztynem. Sądząc po środkach i wysiłku zainwestowanym w dotychczasowe przygotowania, projekt nie może nie zakończyć się sukcesem.

Panuje powszechne przekonanie, że w Chinach najlepiej sprzedają się naszyjniki z kul z bursztynu naturalnego, tymczasem na specjalnej wystawie w ramach Baltic Amber Festival w Hongkongu prezentowane było nowoczesne wzornictwo oraz prace nagrodzone w konkursach. Co ma większe szanse powodzenia na tym rynku?

Trudno jest mi ocenić, co sprzedaje się w kontynentalnych Chinach, jednak Hongkong to wciąż enklawa ekskluzywności. Ale biorąc pod uwagę, że na zakupy do Hongkongu przyjeżdżają głównie Chińczycy, stojący w kolejkach przed salonami europejskich marek odzieżowych i jubilerskich, z całą pewnością w przypadku bursztynu obiektem ich zainteresowania raczej nie są kulki nawleczone na gumkę lub kaboszony wklejone w srebrny odlew. Kulturową tradycją w Chinach jest demonstrowanie statusu materialnego, więc tanie, pospolite, sprzedawane na wagę wyroby raczej nie staną się naszym eksportowym hitem na tamtejszym rynku. I całe szczęście!

Jak z Twojej perspektywy – projektanta i wykładowcy w gdańskiej ASP – powinna wyglądać dalsza promocja bursztynu bałtyckiego i biżuterii z bursztynem bałtyckim na rynku chińskim?

Jestem absolutnie pewien, że promocja bursztynu – nie tylko na rynku chińskim – powinna zdecydowanie akcentować jego unikatowość. W tym kontekście konieczny jest nie tylko wysoki standard jakościowy produktu – wzornictwa oraz wykonawstwa – ale przede wszystkim rozpoznawalne autorstwo. Zwłaszcza w Chinach takie produkty jak biżuteria nie mogą być anonimowe, a za każdą kolekcją musi stać znany z twarzy i nazwiska projektant. Dla mnie osobiście szczególnie zaskakująca była atencja, z jaką traktuje się tutaj artystów i twórców. W Polsce designer uchodzi często za kogoś, kto nie zajmuje się poważną pracą, a wielu producentów wciąż  uważa, że projekty „wymyśla się” na poczekaniu. W każdej rozmowie odbytej w Hongkongu – a było ich naprawdę mnóstwo – widoczny był zdecydowanie głębszy poziom zainteresowania rozmówców, dotyczący źródeł inspiracji i punktów odniesienia dla poszczególnych kolekcji, nazwisk autorów i projektantów, sposobów ich pracy. Nie miało to nic wspólnego z negocjacjami na poziomie „tanio kupić / drogo sprzedać”, do jakich przyzwyczaili niektórych producentów targowi hurtownicy.  To trochę paradoks, bo Chiny kojarzyły się dotychczas ze skłonnością do plagiatowania i niezbyt rygorystycznym podejściem do kwestii praw autorskich, choć ostatnio chińskie władze robią bardzo dużo, żeby ograniczyć produkcję podróbek – proces ten dotyczy jednak producentów, ale już w przypadku konsumentów sprawa wygląda dokładnie odwrotnie. Do Europy i Stanów Zjednoczonych wciąż eksportowana jest z Chin głównie tania konfekcja i produkowane w milionach egzemplarzy średniej jakości produkty przemysłowe, choć sami Chińczycy wykupują z Europy wyłącznie najlepsze jakościowo, markowe produkty znanych firm i projektantów.

Biorąc pod uwagę tempo, w jakim bogacą się chińscy konsumenci, na pewno w najbliższej przyszłości będzie to obiecujący rynek przede wszystkim dla unikatowych, autorskich produktów wysokiej jakości. W tym kontekście oczywiście warto zadbać o staranne kształtowanie wizerunku bursztynu, choć być może podstawowym rynkiem, od którego warto byłoby zacząć jego promocję, powinien być rynek polski, a pierwszym do tego krokiem wyeliminowanie katalogu  naiwnych opowieści o tym, jaki to on magiczny i leczniczy, jak fajnie pływa w słonej wodzie, a potarty o sweter przyciąga papierki. Wśród wielu szkodliwych konsekwencji tego rodzaju infantylnej propagandy najgorsze jest samousypiające wyobrażenie o tym, że bursztynek wystarczy nawlec na rzemień lub dokleić do agrafki i to wszystko, bo całą resztę stanowi jego rzekoma legenda. Owszem historia zna podobne przykłady, kiedy to Aztekowie oddawali konkwistadorom perły w zamian za szklane paciorki, ale to było prawie 500 lat temu. Dzisiaj podstawą jakichkolwiek działań promocyjnych może być tylko wysokojakościowy i przyzwoicie zaprojektowany produkt o potwierdzonej autentyczności i rozpoznawalnym autorstwie – nie tylko w Chinach, choć właśnie tam przede wszystkim!