Z Wilhelmem Tasso Mattarem, projektantem biżuterii i członkiem jury tegorocznego Elektronosa, o konkursie i bursztynie rozmawia Michał Kosior

W tym roku byłeś w jury Elektronosa. Czy możesz opowiedzieć jak przebiegały prace nad wyłonieniem zwycięzców tegorocznego konkursu?

Wilhelm Tasso Mattar: Pracowaliśmy w bardzo dobrej harmonii i dość efektywnie. Mogliśmy od początku skoncentrować się na bardzo interesujących pozycjach. Najpierw wyselekcjonowaliśmy prace, które nie były wystarczająco interesujące albo nie odpowiadały tematowi, nie zawierały bursztynu itp., a następnie wybraliśmy 25 prac, które powinny być pokazane. Z tych, już demokratycznie, wyłoniliśmy prace zwycięskie. Kiedy 6 lat temu byłem po raz pierwszy jurorem Elektronosa, wytypowanie prac i ustalenie werdyktu zabrało nam znacznie więcej czasu.

W 2000 roku brałeś udział w konkursie jako uczestnik i otrzymałeś Nagrodę Bursztynową. Jak wygląda uczestnictwo w jury?

Mam spore doświadczenie jako juror różnych konkursów. To, co na pewno zmieniło się od tamtego czasu, to poziom artystyczny, który zdecydowanie wzrósł. Prace artystów z Polski są estetycznie i artystycznie bardzo rozwinięte, a przy tym także ciekawe. Wierzę, że jest przyszłość zarówno w pracy z bursztynem, jak i bursztynowym wzornictwie. Nie wiem, jaka jest aktualnie sytuacja w kształceniu akademickim projektantów biżuterii w Polsce, ale studiowanie sztuki bardzo pomaga w poszerzeniu horyzontów. Bardzo mi się spodobało to, że pośród prac zakwalifikowanych do prezentacji 5 jest z gdańskiej ASP i są to prace debiutantów. To dobry kierunek!

A jak oceniasz rozwój konkursu na przestrzeni lat, czy według Ciebie idzie w dobrą stronę?
Elektronos rozwija się w bardzo dobrym kierunku. Myślę, że korzystnie wpływa także na targi Amberif. Dzięki niemu ludzie widzą nowe koncepcje, sposoby myślenia o wzornictwie etc. A to właśnie bardzo pomaga, by zmienić nudne pomysły z poprzednich lat, by zachować image bursztynu, ale także by zacząć myśleć o nim w inny sposób, w innych kategoriach. Właśnie dzięki takim konkursom ten image bursztynu jako „korali dla babci”, powoli, krok po kroku odchodzi. Jeśli mogę porównać ten konkurs do ubiegłorocznego w Kaliningradzie (Międzynarodowy Konkurs Wyrobów Artystycznych z Bursztynu Ałatyr – przypis MK), to Elektronos ma zdecydowanie wyższy poziom. Ale nawet jeśli przejrzy się katalog tamtej wystawy, to najlepsze prace są z Polski! I to właśnie dlatego, że polscy artyści biorą udział w Elektronosie – to pomaga.

Widziałem sporo Twoich prac, w których używasz bursztynu. Czy można powiedzieć, że to jeden z Twoich ulubionych materiałów?
Bardzo lubię pracować z materiałami organicznymi. Zaczynałem od kości i masy perłowej. Powodem, dla którego zainteresowałem się bursztynem, był właśnie Elektronos przed dziesięciu laty. Jednak wtedy można było zdobyć tylko mało atrakcyjne kawałki. Dziś się to mocno zmieniło...

W Europie bursztyn nie jest tak dobrze znany w biżuterii konceptualnej, innej niż zwykłe wzornictwo i korale... Sądząc po ilości prac z zagranicy, Elektronos też nie jest zbyt dobrze znany w Europie.
Nie! W ostatnich kilku latach to się bardzo zmieniło. Myślę, że jednym z powodów, dla których bursztyn zaczął być inaczej postrzegany, jest właśnie Elektronos. Wielu z moich kolegów artystów całkiem dobrze zna ten konkurs. On powstał dopiero kilkanaście lat temu, a myślę, że właśnie takiego czasu potrzeba, by zbudować jego międzynarodową rangę. Każdy konkurs, by został zauważony, musi być wielokrotnie powtórzony. Widać, że projekty co roku są na coraz wyższym poziomie. Jedną z trzech nagrodzonych osób jest z Włoch (Fabrizio Tridenti, nagroda srebrna – przyp. MK). Cieszę się, bo ja tę pracę promowałem. Właśnie ta praca była w mojej ocenie najbardziej wolna w ekspresji artystycznej i najbardziej mi się podobała. A to, że było tylko kilkanaście prac z zagranicy? No cóż, polskie prace były wyjątkowo dobre!

Zatem jaki może być powód, że co roku tylko tyle prac napływa z zagranicy?
Na pewno temu konkursowi przydałoby się trochę więcej marketingu, choć nie jest on najważniejszy. Bardzo przyczyniają się do rozpropagowania Elektronosa osobiste kontakty Ewy Rachoń czy Sławka Fijałkowskiego, którzy jeżdżą na różne targi i wystawy. Zauważam też moich kolegów, którzy, widząc jak pracuję z bursztynem, też zaczynają się tym materiałem interesować, i jest ich znacznie więcej niż dziesięć lat temu. Jednak konkurs z całą pewnością ma potencjał, by mieć bardziej międzynarodowy charakter.
Dziesięć lat temu otrzymałem bursztynową nagrodę w tym konkursie – były to dwa kilogramy bursztynu. Pięć większych bryłek oraz sporo mniejszych. Nie były to kamienie w wielkości, jakiej się spodziewałem, ale z drugiej strony i tak się ucieszyłem. By uspokoić się, z tych pięciu większych kawałków zrobiłem takie wstrętne uszy... Każdego roku w mojej pracowni prowadzę warsztaty ze studentami i z amatorami. Zawsze oferuję im niewielką bryłkę bursztynu – to jeszcze z tej nagrody sprzed dziesięciu laty. I tak wielu z nich zaczyna przygodę z bursztynem, z którym do tej pory nie mieli styczności.

Pracujesz z bursztynem, ale to chyba nie jest cały czas nagroda sprzed lat?! Czy zakup bursztyn w Europie to ciągle duży problem?
Na Zachodzie kupienie bursztynu to bardzo duży problem, a surowego właściwie nie sposób kupić. Cały jest szlifowany, polerowany albo już oprawiony w biżuterii. Myślę, że sposobem na wypromowanie bursztynu i konkursu byłoby podarowanie raz do roku na przykład kilograma surowych bryłek bursztynu przez Stowarzyszenie Bursztynników szkołom projektowania biżuterii, czy też którejś ze szkół w Pforzheim, czy też Escola Massana w Barcelonie lub Rogal College of Art. Praca z taką nieobrobioną bryłką to coś całkowicie różnego od pracy z bryłką „zepsutą” przez zeszlifowanie jej powierzchni i wypolerowanie. Każda ze szkół artystycznych robi wystawę semestralną, co jest doskonałym momentem właśnie na takie odwiedziny, przywiezienie pewnej ilości bursztynu i zachęcenie do pracy z tym materiałem, np. poprzez udział w konkursie.
Zawsze kiedy zamawiam u gdańskich bursztynników trochę bryłek, przysyłają mi kawałki wypolerowane, a ja później muszę sam z nich ten blask ścierać proszkiem pumeksowym, żeby pokazać inną powierzchnię. Powierzchnie polerowane to stary sposób patrzenia na bursztyn. Tutejsi szlifierze bursztynu tną go i szlifują, ale zupełnie brak im rzeźbiarskiego spojrzenia na kamień, wchodzenia w głąb niego. Kiedy swoim studentom daję surowy kawałek bursztynu, otwiera się przed nimi więcej możliwości, mogą wykorzystać swoją kreatywność. Jeśli natomiast jest to kawałek wypolerowany lub kaboszon, można go traktować już tylko jako typowy kamień jubilerski. To chyba dlatego nieoszlifowane diamenty są teraz tak modne.

Jak podsumowałbyś to, co się teraz dzieje z bursztynem?

Nie wiem, jaki jest aktualnie cel polskich bursztynników – żeby sprzedawać tony czy lepszą jakość bursztynu. Taki problem ma teraz na przykład Gildia Platyny (Platin Gilde International – przyp. MK). Ale to podstawowe pytanie i warto się nad nim zastanowić.


Zdjęcia prac artysty pochodzą z jego strony internetowej www.mattar.de: praca nagrodzona Bursztynową Nagrodą w konkursie Amberif  Design Award (Elektronos) w 2000 roku oraz naszyjnik powstały z kawałków bursztynu w kształcie uszu. Fotografia autora: Michał Kosior