Kopalnia bursztynu w Kaliningradzie

W Kaliningradzie wrze na linii bursztynnicy – zarząd Kombinatu Bursztynowego. Pośrodku stoi rząd obwodu, sprawiając wrażenie bezradnego i wyczekującego na rozwój wydarzeń.

W ubiegłym tygodniu Nikołaj Cukanow, gubernator Obwodu Kaliningradzkiego, podczas spotkania z dziennikarzami ustosunkował się do kolejnej zmiany terminu targów Amber Word – imprezy, która w założeniu ma przybliżyć Kaliningrad do pozycji lidera w obróbce bursztynu, jak również miana światowej stolicy bursztynu. „O przyczyny należałoby zapytać raczej Rostech – to ich projekt. Do mnie przemawiają ich argumenty o niezakończonym jeszcze procesie weryfikacji firm w regionie, które mogą zajmować się obróbką bursztynu” – powiedział. Dodał, że Rostech jako właściciel Bursztynowego Kombinatu zobowiązał się zakończyć ten proces w ciągu roku – a ten czas jeszcze nie minął.
Z kolei dyrektor generalny kombinatu Michaił Zatsepin twierdzi, że dzięki przesunięciu terminu targów na 2015 rok bursztynnicy zyskają więcej czasu, by się do nich lepiej przygotować, a organizatorzy – by pozyskać więcej uczestników, zwłaszcza tych z zagranicy. Zdaniem Wasilija Simonowa, przewodniczącego Unii Bursztynowej, przesuwanie terminów targów nic nie pomoże, jeśli bursztynnicy nie otrzymają wreszcie surowca. Jak twierdzą, nadal go nie otrzymują w ilości i jakości niezbędnej do pracy.  

Gubernator mówił także o propozycji zarządu kombinatu stworzenia na swoim terytorium Parku Technologiczno-Przemysłowego, jak również o tym, że „już i Polacy dojrzeli, i Litwini, także Chińczycy są gotowi tu przyjeżdżać i przerabiać bursztyn”. Jeszcze niedawno Litwini deklarowali, że nie są zainteresowani tego rodzaju współpracą i nic nie wiadomo, by ich stanowisko uległo zmianie. Natomiast rozmowy z Polakami zostały zerwane (patrz: Bursztyn na liście sankcji rosyjskich).

Cukanow podkreślił także stanowisko rządu Obwodu Kaliningradzkiego, że wydobyty surowiec należy w jak największym stopniu przerabiać na miejscu, a firmy, które mają się tym zajmować, powinny być w stanie udowodnić, że dysponują odpowiednią technologią, sprzętem, pracownikami oraz funduszami na zakup surowca. Jedynie nadwyżki surowca, które z różnych względów nie mogą być przerabiane w regionie, mogą być sprzedawane na wolnym rynku, tj. na aukcji lub giełdzie.
Można więc wnosić, że idea giełdy, o której mówił już w lutym br. w rozmowie z Bursztynowym Portalem amber.com.pl (patrz: Zmiany, zmiany, zmiany… – rozmowa z Nikołajem Cukanovem) nie umarła. Tylko czy będzie co na niej sprzedawać? Jak dotychczas kombinat świetnie sobie radzi z „nadwyżkami”…

Cukanow zadeklarował, że w niedługim czasie spotka się z bursztynnikami – zarówno tymi zadowolonymi z pracy kombinatu, jak i tymi niezadowolonymi, by wyjaśnić powody aktualnych napięć. „Przekonamy się, czy prawda leży pośrodku. Otrzymujemy informacje od organów celnych, obserwujemy, kto dzisiaj przetwarza bursztyn, a kto wywozi poza region. I następne pytanie, na które trzeba dać odpowiedź: czy jesteśmy w stanie przerobić tę ilość bursztynu, którą wydobywa Bursztynowy Kombinat?”.

Można odnieść wrażenie, że gubernator stara się robić dobrą minę do złej gry. Potwierdzają to kaliningradzcy bursztynnicy w wypowiedzi dla nowykaliningrad.ru: „Doskonale rozumiemy, że Dmitrij Chemakin i Nikołaj Cukanow naprawdę chcieli jak najlepiej. Ale surowiec jest w rękach Bursztynowego Kombinatu, który z kolei jest w strukturze koncernu Rostech. Zarząd tylko pod publikę mówi, że współpracuje z lokalnym bursztynnikami, a w rzeczywistości surowca jak nie było, tak nie ma. Otrzymujemy tylko resztki z pańskiego stołu”.

Źródło: nowykaliningrad.eu